środa, 19 grudnia 2012

Domowe tahini.

Tahini to pasta ze zmielonego sezamu. W smaku lekko gorzka, słona, tłusta i delikatna. Oczywiście tahini można kupić w sklepie (np. w internetowych i nie tylko eko-sklepach albo Delimie), ale cena tego cudeńka jest ...ekhem.... Ja to robię tak:

400 g sezamu łuskanego
kilka łyżek oleju tłoczonego na zimno (ja dałam rzepakowy, ale jeśli macie to podobno lepiej dodać sezamowy)

Sezam wrzucamy na rozgrzaną suchą patelnię i prażymy przez kilka minut, ale trzeba uważać, żeby ziarenka nie zrobiły się brązowe, mają być gorące i rumiane, w przeciwnym razie tahini wyjdzie bardzo gorzkie.
Zdejmujemy z patelni, a gdy ostygnie rozdrabniamy blenderem z olejem na gładka masę (taką bez widocznych ziarenek). Jeśli blender ma słabą moc, może to zająć dłuższą chwilę.
Przekładamy masę do słoiczka i przechowujemy w lodówce do ok. 2 miesięcy.



Moja pasta kosztowała mnie...jakieś 5 zł, bo taki był koszt bio-sezamu w sklepie osiedlowym. Średnio od dwóch do pięciu razy mniej niż sklepowe tahini.
A teraz zastosowanie:
Jak wiecie zapewne, z sezamu robi się chałwę...więc można podążyć tym tropem. Ja dodaję około pół łyżeczki do sosu sałatkowego co sprawia, że staje się on cudownie kremowy i delikatny pomimo dodatku octu balsamicznego czy cytryny. Do sałatek z suszonymi owocami czy orzechami tahini będzie w sam raz. Można go też dodać do masy na ciasteczka. Sprawdzi się też w potrawach kuchni indyjskiej...no i oczywiście....tahini jest obowiązkowym składnikiem humusu :)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Tarta cytrynowa.

Zima idzie, co oznacza, że coraz mniejszy wybór owoców. Tartę cytrynową możecie na szczęście robić przez cały rok.
Sporo osób czeka na ten przepis. Każdy kto próbuje tego wypieku od razu chce sam go zrobić. A wykonanie jest bardzo proste!



Składniki:
puszka mleka zagęszczonego słodzonego (400ml)
pół szklanki soku z cytryny
4 żółtka
2 białka (ubite na sztywną pianę)
2,5 paczki herbatników petit beurre
czubata łyżka miękkiego masła lub margaryny
śmietana 36%
płaska łyżka cukru pudru

Spód:
W robocie kuchennym zmiksować na proszek herbatniki z masłem (jeśli nie macie robota kuchennego, wkładacie ciastka do dwóch foliówek lub woreczka do mrożenia i dajecie upust emocjom ubijając je młotkiem/ czymkolwiek ciężkim, usuwacie największe niestłuczone kawałeczki, mieszacie z masłem, które najlepiej roztopić gdy stosujecie tą metodę). Wysypać na tortownicę, docisnąć do spodu i brzegów na wysokość ok. 2 cm. Podpiec w piekarniku nagrzanym do 175 stopni C przez około 10 minut.

Wypełnienie:
Mleko słodzone zmiksować z żółtkami, wlać sok z cytryny, następnie masę wymieszać delikatnie łyżką z pianą z białek. Wylać na podpieczony spód. Piec przez około 15 -20 minut.

Następnie trzeba tartę wystudzić i udekorować śmietaną ubitą z cukrem pudrem.
Śmietana powinna być mało słodka, żeby kontrastować z intensywnym słodko-kwaśnym smakiem tarty.

sobota, 29 września 2012

Coś specjalnego.

Coś specjalnego sobie upiekłam na urodziny :)
Nie żebym nie mogła żyć bez czekolady, bo właściwie to mogłabym, ale wiem, że moi goście ją prawdopodobnie uwielbiają. Napakowany alkoholem sernik truflowy z mascarpone. Przepis ściągnięty z cudownej strony Moje Wypieki, dokładnie STĄD.


Polecam!

Vege corn chowder.

Dziś przedstawiam super szybkie i syte danie. Jeśli kochacie kukurydzę tak jak ja na pewno wam posmakuje. Nawet jak nie kochacie kukurydzy, też wam posmakuje (sprawdzone:P).
Gęsta zupa kukurydziana zwana chowder. Delikatna, lekko pikantna, kremowa, z kawałkami do gryzienia. Mniam! W dodatku jest to przepis wegański, czyli spełnia wymagania tzw. "wybrednych" :)

Vege corn chowder


Składniki:
2 kolby kukurydzy
pęczek dymek/ szalotek (kilka sztuk)
pół papryczki chilli
2 duże ziemniaki
2-3 łyżki oliwy
0,75 l bulionu warzywnego

Cebulkę dymkę - białe części - kroimy w drobną kostkę, smażymy w garnku na oliwie. Dodajemy pokrojone w drobniutka kosteczkę chilli (oczywiście przed krojeniem czyścimy z pestek). Obieramy ziemniaki, kroimy w równe małe kostki, wrzucamy do garnka, smażymy z cebulką i papryczką przez chwilę. Cząstki kukurydzy odkrawamy od kolby (trzymamy kolbę pionowo opierając o dno miski i tniemy jak najbliżej rdzenia, przesuwając ostry nóż od góry do dołu). Dodajemy do reszty w garnku, zalewamy bulionem, dosypujemy połowę pokrojonego w drobne kawałki szczypioru z dymki. Gotujemy aż ziemniaki będą całkowicie miękkie, czyli około 25 minut. Po tym czasie zdejmujemy z ognia, odlewamy połowę zupy do innego naczynia, pozostałą część miksujemy blenderem na gładką papkę, po czym dorzucamy niezmieloną pozostałość i mieszamy. Danie podajemy gorące, posypane resztą szczypiorku.

Smacznego !

piątek, 21 września 2012

Curry z kalafiora.

Uwielbiam curry! Uwielbiam! Trzeba po nim 3 dni wietrzyć mieszkanie, bo zapach zostaje na wszystkim, podobno czuć je przez skórę następnego dnia, ale trudno... curry jest pyszne (i zawiera cudotwórczą jak dowodzą ostatnie badania - kurkumę). Ciągle kombinuję z nowymi wersjami tego dania, tym razem zrobiłam gęste curry kalafiorowe.




Curry z kalafiora

Składniki:
1 mała głowa kalafiora lub pół dużej
spora garść żółtej fasolki szparagowej bez końcówek, pokrojonej na ok. 3 cm kawałki
ok 3 łyżeczki przyprawy curry
jedna cebula
puszka pomidorów
pół łyżeczki cukru
kilka łyżek jogurtu naturalnego (najlepszy jest bałkański)
tabasco lub inny ostry sos
sól, pieprz, szczypta czosnku granulowanego, oliwa z oliwek
pół szklanki wody z gotowania warzyw
ćwiartka cytryny

Kalafiora dzielimy na mniejsze kawałki i gotujemy (ale nie rozgotowujemy), gotujemy fasolkę (ja gotuję w tej samej wodzie co kalafiora a następnego dnia dodaję marchew cebulę i co tam mam w lodówce z włoszczyzny - mam bulion na zupę). Dość drobno posiekaną cebulę smażymy na oliwie w sporym garnku do zeszklenia, lekko solimy, wsypujemy połowę curry. Pomidory z puszki miksujemy na jednolitą masę (chyba że macie krojone, też mogą być) dodajemy do cebuli, sypiemy pół łyżeczki cukru (wydobywa smak pomidorów) mieszamy. Połowę kalafiora miksujemy na papkę, dodajemy do garnka z curry, mieszamy, dodajemy ugotowana fasolkę i pół szklanki wody z gotowania warzyw. Resztę kalafiora dzielimy na małe kawałki, takie na jeden kęs. Curry po lekkim odparowaniu wody zdejmujemy z ognia. W miseczce mieszamy ok. 5 łyżek jogurtu z cytryną (jedno wyciśnięcie), sosem tabasco- w zależności od tego jak ostre danie jest w stanie znieść wasz żołądek :), dodajemy resztę curry. Mieszaninę dodajemy do garnka. Na końcu dodajemy kalafiora, mieszamy. Podajemy z ryżem i kleksem z jogurtu na środku. Cieszymy się :)

ps. przepis na 4 osoby według mnie

czwartek, 20 września 2012

Drożdżówki ze śliwkami...

...czyli jesienne słodkości.

Ciasto zrobiłam z TEGO przepisu. Kruszonkę właściwie też, ale zmniejszyłam ilość cukru, dosypałam szczyptę cynamonu i gałki muszkatołowej i zamieniłam masło na olej. To najlepsza kruszonka jaką w życiu jadłam. Pycha!



(przepis podaję za autorką bloga Przy kuchennym stole)

 ciasto:
2 i 1/4 szklanki mąki pszennej (plus ok 1 szklanki podczas wyrabiania)
3/4 szklanki letniego mleka
12 g świeżych drożdży
3 łyżki cukru pudru
1 jajko
1 żółtko
1/4 łyżeczki soli
60 g roztopionego i lekko ostudzonego masła
ok. 300 g wypestkowanych śliwek węgierek
białko do posmarowania bułek

kruszonka:
1/2 szklanki mąki pszennej
1 łyżka cukru kryształu
2 łyżki cukru pudru
szczypta cynamonu, gałki muszkatołowej i zmielonych goździków
ok.30 ml oleju roślinnego

Mleko mieszam z drożdżami i cukrem, czekam aż na mieszaninie pojawi się pianka. Do miski wsypuję mąkę, sól, jajko i żółtko, wlewam olej i drożdże roztopione w mleku. Mieszam łyżką do sklejenia się wszystkich składników, następnie wyrabiam ręcznie ok 10 minut dosypując mąki, żeby ciasto nie kleiło się do rąk (ale trzeba uważać, żeby nie zrobiło się zbyt twarde, ma być elastyczne). Zostawiamy ok. 1 godziny do podwojenia objętości. Zagniatamy ponownie. Dzielimy na ok.10 równych części z których formujemy lekko spłaszczone kulki. Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawiamy na ok. 30 minut do ponownego wyrośnięcia. w tym czasie śliwki kroimy na ćwiartki. Gdy bułeczki podrosną na środku każdej odciskamy dnem szklanki ( u mnie była to nakrętka na butelce po Frugo ;p) głęboki dołek (ciastko na środku ma być cienkie). Układami na nim śliwki, smarujemy bułki białkiem. Przygotowujemy kruszonkę: Mieszamy w miseczce składniki suche, lejąc olej i rozcierając wszytko między palcami. Kruszonka będzie lepka, a grudki dość duże, ale po upieczeniu jest cudownie chrupka i delikatna. Posypujemy bułki kruszonką. Pieczemy ok. 20 minut w piekarniku nagrzanym na 175-180 stopni.
 Smacznego!

niedziela, 16 września 2012

Krem kakaowy do smarowania pieczywa.

Jak wyżej. Krem to banalnie prosty słodki substytut Nutelli.

Dodatkowa zaleta: krem jest RAW. Czyli całkowicie surowy. Oczywiście można się czepiać, że kakao nie jest raw, albo daktyte albo coś tam coś tam....

Składniki:
1 dojrzały banan
garść suszonych daktyli (namoczonych wcześniej w letniej wodzie przez ok. 0,5 do 1 h)
2 łyżeczki kakao
opcjonalnie - łyżeczka syropu klonowego dobrej jakości

Wszystkie składniki po prostu miksujemy na papkę, ale najpierw radzę zmiksować daktyle na mniejsze kawałki a potem dodać banana i kakao.


Może i wygląda tak sobie, ale jest naprawdę pyszny! Należy go przechowywać w lodówce pod przykryciem - u mnie był dobry jeszcze po dwóch dniach, bez żadnej różnicy w smaku.

Co by tu z tofu?

Przygodę z tofu dopiero zaczęłam. Strasznie mnie ciekawiło o co tyle zachodu. Jedni je uwielbiają drudzy nienawidzą. Ludzie zastępują tym mięso, albo wcinają na kanapkach jako udawany ser. Tofu nada się też na sernik i różne desery. Stąd wiemy o czymś na pewno: tofu jest wielofunkcyjne tudzież można z niego zrobić praktycznie wszytko. Ale na tym kończę, bo zaczyna mi się kojarzyć z plasteliną, a zaliczam się jak narazie do entuzjastów tego wynalazku.

Podstawowa potrawa z tofu i zarazem pierwsza, którą zrobiłam to tzw. tofucznica - czyli coś a la jajecznica bez jajek. Według mnie pyszności! Uwielbiam na równi z dobrze zrobioną jajecznicą.

Tak to wygląda:


A tak się to robi:
(proporcje na oko)
pól kostki tofu naturalnego (używam polsoja)
jedna malutka cebulka lub pół dużej - pokrojona w drobną kostkę
pół pomidora
przyprawy do smaku:
curry(mniej niż pół płaskiej łyżeczki), kurkuma(duuuża szczypta), sól i pieprz - do smaku
łyżka oliwy z oliwek

Tofu rozgniatamy widelcem, zasypujemy przyprawami i mieszamy. Pomidora kroimy w kostkę i smażymy na oliwie z cebulką, lekko solimy. Gdy cebulka się zeszkli wsypujemy tofu z przyprawami i smażymy ok. 1-2 minuty dokładnie mieszając, w razie potrzeby wsypujemy troszkę więcej soli lub przypraw. Wyznaję zasadę: jedzenie powinno być zdrowe, ale powinno też smakować, więc dopóki nie przesalacie potraw jest ok.

Ja tofucznicę jem jak jajecznicę, czyli z kromką chleba z masłem, ale gdyby masło pominąć to przepis iście wegański.

A teraz numer 2

Słodko ostre trójkąty z tofu z sosem musztardowym.
 (4 małe trójkąty; przekąska dla 1 osoby)

Tak to wygląda:

Niech was nie zmyli czekoladowy talerz, bo na nim jest przekąska wytrawna :)

Składniki na trójkąty:
pół kostki tofu naturalnego
łyżeczka miodu
papryka słodka suszona
szczypta curry i suszonego czosnku
sól i pieprz
ok. 2 łyżek sosu worcestershire
2 łyzki oliwy z oliwek

Składniki na sos musztardowy:
ok. 100 ml bulionu warzywnego
2 łyżki kwaśnej śmietany (12%)
czubata łyżka musztardy (np. stołowa lub sarepska)
szczypta tymianku
łyżeczka mąki

Najpierw przygotowujemy sos.
Od bulionu odlewamy kilka łyżek i mieszamy z mąką rozcierając grudki. Resztę bulionu podgrzewamy, dodajemy musztardę i tymianek gotujemy chwilę. Zestawiamy z palnika, wlewamy do mieszanki z mąką kilka łyżek ciepłego bulionu z musztardą i mieszamy, po czym całość wlewamy do garnka z bulionem i energicznie mieszamy. Wstawiamy na palnik i zagotowujemy mieszając gdy sos zacznie bulgotać i gęstnieć. Następnie zdejmujemy z palnika, wlewamy kilka łyżek ciepłego sosu do śmietany i szybko mieszamy (temperatura się wyrównuje, co zapobiega ścinaniu się zimnej śmietany w gorącym sosie). Powoli wlewamy śmietanę do garnka z sosem i mieszamy. sos gotowy.*

 Pół kostki tofu ma formę kwadratu, dzielimy je po skosie na trójkąty a każdy z nich w rozkrawamy wzdłuż na cieńsze kawałki. Kładziemy na małym talerzyku i obsypujemy po kolei z każdej strony wszystkimi przyprawami, tak aby tofu było nimi w miarę równo pokryte. Odstawiamy na chwilę, następnie skrapiamy sosem worcestershire po obu stronach uważając by nie "spłukać" przypraw.
Na małej patelni rozgrzewamy oliwę z miodem, układamy na niej tofu i smażymy na średnim ogniu z obu stron.

Na talerzu układamy tofu, polewamy płynnym syropem z patelni, podajemy z sosem musztardowym na talerzu lub w osobnym pojemniczku.

Smacznego!

* Wiem, że wykonanie sosu może się wydawać problematyczne i trudne do zapamiętania, ale tak naprawdę chodzi o kilka trików, które szybko wchodzą w krew :)

piątek, 10 sierpnia 2012

Kotlety z jajek.

Absolutnie przepyszne!
Przepis pochodzi z książki "Kuchnia polska" Elżbiety Adamskiej. Tak, tak. Dobrze czytacie tytuł. Jestem nią zachwycona! Mam w swoim posiadaniu 3 książki o tym tytule i jak narazie ta jest najlepsza. Niby wszytko w niej jest, bo i klasyki jak bigos czy pierogi...ale jednak wszytko jakieś takie odmłodzone i inne. Według mnie świetna jako inspiracja do własnych kulinarnych eksperymentów. Zawiera przeważnie przepisy, które można dowolnie przerabiać i urozmaicać, a autorka sama zachęca do kreatywności. Bez niej ta książka pewnie by nie powstała :)

Najpierw przepis:

4 jajka ugotowane na twardo
1 jajko surowe
4 łyżki bułki tartej
2 łyżki śmietany 
plus
szczypiorek
sól, pieprz
ok. 1/4 lyżeczki kurkumy
ok. 1/4 łyżeczki czerwonej słodkiej papryki
szczypta curry
bułka tarta do obtoczenia kotlecików

(w oryginalnym przepisie jest zamiast szczypiorku, podsmażona cebulka, nie ma też curry, kurkumy i papryki)

Jajka ugotowane na twardo rozdrabiamy widelcem jak najdrobniej możemy, dodajemy surowe jajko, przyprawy, bułkę tartą, śmietanę i drobno posiekany szczypiorek. Mieszamy, formujemy w dłoniach zwilżonych wodą małe kotleciki i obtaczamy lekko w bułce tartej. Smażymy z każdej strony aż będą złociste.


Ja je jadłam z ziemniakami i surówką z pomidora (pomidor sól, pieprz, albo nawet bez nich;p). Pychaaaa!



Ps. Planuję uzyskać ten sam smak i fakturę przy wegańskich kotlecikach z tofu....zdam relację jak eksperyment się powiedzie.

piątek, 27 lipca 2012

Placki na śniadanie.

Czemu nie? Podaję dwa przepisy. I jedno zdjęcie. Placki wyglądają praktycznie tak samo, jedynie konsystencja i grubość może się trochę różnić.



Placuszki dziecinnie proste.
Składniki:
1 szklanka mąki (polecam pełnoziarnistą typ 2000)
1 jogurt naturalny 180 ml
1/4 szklanki mleka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 jajko
1 płaska łyżeczka cukru
szczypta soli

Wszystkie składniki mieszamy razem trzepaczką do piany i smażymy na małej ilości oleju, nakładając na patelnię porcje około 1 dużej łyżki.
Jest to przepis podstawowy, do którego można dodać ulubione owoce (ja jadłam je już z jabłkami i z czereśniami). Zapamiętałam go z któregoś programu Jamiego Olivera i nazywały się tam "american style pancakes" a zamiast proszku do pieczenia i zwykłej mąki, użyto w nim samo rosnącej.

A teraz przepis numer dwa, który pochodzi z książki Vegan cooking for carnivores napisanej przez Roberto Martina.
Główną zaletą tego przepisu jest fakt, że nie zawiera cukru, a placki są po prostu przepyszne i słodziutkie!

Bananowo owsiane placuszki
1,5 szklanki mleka roślinnego (użyłam napoju sojowego)
1 szklanka płatków owsianych błyskawicznych
2 średnie, dojrzałe banany
0,5 szklanki mąkipełnoziarnistej
szczypta soli
1 płaska łyżka plus płaska łyżeczka proszku do pieczenia

Wszystkie składniki wrzucamy po prostu do robota kuchennego i mielimy przez chwilę. Zostawiamy masę na ok. 10 min. do odstania.
Smażymy na oleju nakładając małe porcje wielkości łyżki/dwóch łyżek. Układamy jeden na drugim.
W przepisie jest jeszcze wzmianka aby polać je syropem klonowym, ale placki są wtedy według mnie za słodkie.
Mam tylko małą uwagę: masa jest trochę za mało ścisła po usmażeniu i trochę ciężko placki przewracać, następnym razem planuję dodać do przepisu jeszcze trochę mąki kukurydzianej.



Tarta z papierówkami w karmelowym sosie.

Brzmi nieźle, prawda? Cudownie świeżo i soczyście smakuje! Dostaliśmy ostatnio całą torbę papierówek od mamy R i trzeba było coś z nimi zrobić. Siedziałam i myślałam co by tu...aż w końcu weszłam do kuchni i jakoś tak wyszło. Muszę zapisać ten przepis, bo jest za dobry, żeby go nie wykorzystać jeszcze raz.
Wyglądało to tak:


Składniki:

Ciasto
100 g masła
100g mąki
1 żółtko
1 łyżka cukru pudru

Masło i żółtko pokroić na drobne kawałki z mąką, zagnieść przez chwilę. Od razu wykleić ciastem spód tortownicy formując brzeg ok 2-3 cm. Wstawić blaszkę do zamrażarki (lub lodówki).

Wypełnienie:
1 kg jabłek (najlepiej papierówki)
1 szklanka cukru
kilka łyżek mleka
kilka łyżek cukru brązowego

Jabłka obrać i pokroić w drobną kostkę, wrzucić do garnka i ustawić na średnim ogniu zasypane kilkoma łyżkami cukru brązowego i kilkoma cukru białego. Kiedy jabłka puszczą sok, zestawic z ognia.
A teraz uwaga, praca z gorącym cukrem, czyli robimy karmel!
Do garnka z podwójnym dnem wsypać resztę białego cukru z łyżką wody i ustawić na średnim ogniu, nie mieszać, poczekać aż cukier się stopi i zacznie bulgotać. Jeśli zacznie się przypalać na brzegach garnka, trzeba zmniejszyć ogień, zamieszać delikatnie końcówką noża. Zmniejszyć ogień i wlać w całości mleko (chyba dobrze aby było ciepłe, ja dałam zimne) wtedy szybko zamieszać (chyba najlepiej widelcem). Karmel jest gotowy kiedy cały cukier jest płynny i brązowy.
Następnie wlewamy gorący karmel do jabłek z sokiem, gotujemy chwilę lekko mieszając. Jabłka powinny puścić więcej soku który zmiesza się z karmelem. Zdejmujemy nasz farsz z ognia i odlewamy sok do garnka po karmelu, robimy syrop karmelowo-jabłkowy odparowując wodę. Jabłka wykładamy na wyjęty z zamrażarki spód, polewamy gęstym syropem. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 200 stopni C. Pieczemy ok. 20-30 min. Podajemy z bita śmietaną. Tarta jest bardzo słodka, więc dla zrównoważenia smaku radzę nie dodawać do niej cukru. Smacznego.


piątek, 29 czerwca 2012

Ostatnia tarta sezonu...

...którego raczej nie było z powodu deszczu. Truskawki drogie i nie najlepszej jakości niestety, ale przy odrobinie szczęścia znalazło się kilka wartych swojej ceny.
 


Tarta marzenie (składniki na oko)

Spód:
około 20-25 herbatników pokruszonych na makę
1/4 margaryny
2 czubate łyżki kakao
2-3 czubate łyżki cukru
odrobina wody

Wszystkie składniki wrzucamy razem do garnuszka i podgrzewany najpierw na dużym ogniu mieszając szybko wodę z kakao i cukrem, gdy margaryna prawie się rozpuści zmniejszamy ogień i gotujemy do zgęstnienia. Uwaga! Masa może się rozwarstwić, trzeba wtedy jak najszybciej dosypać cukru, jeśli to nie pomoże, ja zwykle dosypuję make kukurydzianą żeby zebrała tłuszcz, ale trzeba uważać, żeby masa nie była zbyt gęsta.
Ciepłą masę mieszamy z pokruszonymi herbatnikami aż utworzy się "ciasto" które przekładamy na spód tortownicy, dociskamy do spodu i do brzegów. Wstawiamy do lodówki, żeby spód stwardniał.

Masa:
1 opakowanie serka mascarpone (w temperaturze pokojowej)
mały kubeczek śmietany 30% do ubijania (prosto z lodówki)
cukier puder do smaku (około czubatej łyżeczki)
kilka kropel soku z cytryny
niecała łyżeczka żelatyny i1/3 szklanki gorącej wody

Bardzo zimną śmietanę ubijamy z kilkoma kroplami soku z cytryny, na koniec dodajemy połowę cukru. pudru. Serek mascarpone mieszamy ręcznie z  pozostałym cukrem pudrem, następnie dodajemy do niego ubita śmietanę i delikatnie mieszamy. Żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie i studzimy do temperatury pokojowej (najlepiej wlać już rozpuszczoną na głęboki talerz - wystygnie błyskawicznie). Łączymy masę i żelatynę (nie trzeba wlewać całej - połowa wystarczy, ale można jeśli konsystencja ma być bardziej zwarta) szybko i krótko mieszając.
Masę przekładamy na przygotowany spód, dekorujemy truskawkami. Wstawiamy do lodówki na co najmniej godzinę, żeby stężało.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Wiosenny obiad +

Na wiosenny obiad mamy: młode ziemniaki z masłem i koperkiem, surówkę marchwi jabłka i rzodkiewki, jajko sadzone, smażone pieczarki.
Uwielbiam kiedy na talerzu jest dużo różnych rzeczy. Chętnie bym tutaj coś jeszcze dołożyła :)


Surówka wiosenna:

2 młode marchewki
2 duże rzodkiewki
1 kwaśne jabłko
2 łyżki kwaśnej śmietany
pieprz, sól do smaku

Składniki ścieramy na tarce o małych oczkach. Wszytko razem mieszamy.

Plus...


 Czekoladowe ciasteczka z kawałkami czekolady:

1 tabliczka czekolady deserowej (pokrojonej w drobną kostkę)
2 jajka
2 i 1/4 szklanki mąki
masło/margaryna (w temperaturze pokojowej)
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 do 3/4 szklanki białego cukru
1/2 do 3/4 szklanki brązowego cukru
1/2 łyżeczki soli
 3 łyżki gorzkiego kakao
Masło ucieramy mikserem z cukrem na puszystą masę, dodajemy po jednym jajku i mieszamy. W osobnej miseczce mieszamy mąkę z solą i proszkiem do pieczenia i kakao. Dosypujemy powoli do maślanego kremu i mieszamy. Gdy składniki się połączą, dodajemy pokrojona w kostkę czekoladę i ręcznie mieszamy. Układamy na blaszce przy pomocy łyżki, lekko spłaszczamy. Pieczemy  temperaturze 190 stopni C. Jeśli chcemy aby ciasteczka były miękkie 10 minut jeśli mają być bardziej chrupiące około 15 minut.

sobota, 9 czerwca 2012

Drożdżówki z serem.

Moje pierwsze w życiu prawdziwe drożdżówki! A w dodatku się udały! Cały tydzień miałam na nie ochotę, a że wczoraj R. ignorował moje istnienie z powodu Euro 2012, musiałam jakoś zwrócić na siebie uwagę :)
Udało się częściowo,...ah ta piłka nożna. Przepis zaczerpnęłam z TEGO wspaniałego bloga. Nieco zmieniłam niektóre składniki, więc zapiszę "swój" lekko przerobiony przepis.



Składniki:

3 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki mleka
30g świeżych drożdży
1 jajko
2 żółtka
1 białko
3/4 szklanki drobnego cukru
 1/4 kostki masła(dałam margarynę) -rozpuszczona
1/2 łyżeczki drobno startej skórki z pomarańczy
 mąka do podsypywania stolnicy
300 g białego zmielonego białego sera 
łyżka cukru
trochę soku z cytryny (do nadzienia, ilość zależny od tego jak ma być kwaskowe)
garść namoczonych godzinę wcześniej rodzynek

Wykonanie:

Mleko lekko podgrzewam, rozkruszamy do niego drożdże i dosypujemy szczyptę cukru, rozpuszczamy masło/margarynę. Do miski wsypujemy mąkę i cukier, dolewamy lekko rozbite widelcem jajko i żółtka, wlewamy mleko z rozpuszczonymi drożdżami, mieszamy (ja nie lubię się paprać i mieszam zawsze na początku największą łyżką stołową, aż składniki się względnie połączą). Dolewamy rozpuszczone, ciepłe jeszcze masło/margarynę, mieszamy. Wykładamy ciasto na stolnice obsypana dość spora ilością mąki i dosypujemy w trakcie ugniatania, bo raczej będzie się lepić od tłuszczu. Wyrabiamy, pozostawiamy na 1-1,5 godziny do wyrośnięcia w ciepłym miejscu, nakryte ściereczką. 
Masa: zmielony biały ser mieszamy z cukrem, cytryną, otarta skórką z pomarańczy, rodzynkami i białkiem.
Gdy ciasto wyrośnie, dzielimy na 3 części, każdą wałkujemy na prostokątny kawałek grubości ok 0,5 cm, smarujemy masą twarogową, składamy na 3, ostrym nożem kroimy na ok. 6 cm kawałki, każdy z nich skręcamy na kształt kokardki. Instrukcja obrazkowa TUTAJ. Układamy na blachach wyłożonych papierem do pieczenia. Pieczemy w temperaturze 175-180 stopni C ok 20-30 minut. 


Drożdżówki można polukrować, ja to zrobiłam, bo jak się piekły przygotowałam lukier, ale po spróbowaniu ich okazało się, że jest właściwie niepotrzebny, bo i tak są bardzo słodkie...cukier to zło ale ja nienawidzę marnowania żywności  ;-)

czwartek, 31 maja 2012

Szejk, szejk!

Zaczął się sezon na truskawki, a ja jem czekoladę ;-P Zawsze tak jest, co roku. Nie, no może nie do końca.
Codziennie staram się pić szejka owocowego w okolicy śniadania. Zwykle jest to szejk bananowy. Bardzo dziwna sprawa, bo naprawdę nie nudzi mi się! Wiem, że niektórzy odżywiają się właściwie tylko bananami i na początku nie mogłam w to uwierzyć, ale teraz jestem już w stanie. Robinson Crusoe też jadł tylko banany :)
Ale do rzeczy.
Oto mój szejk truskawkowo...bananowy :)


Składniki:
garść świeżych truskawek
jeden banan
szklanka mleka (ja używam mleka sojowego)
łyżka otrębów pszennych, mielonego siemienia lnianego (opcjonalnie)

Nie słodzimy (bo po co?), miksujemy, pijemy.

A co do czekolady...Ostatnio szaleję z ciastami czekoladowymi. Ale przepis następnym razem.

środa, 2 maja 2012

Drodzy posiadacze sokowirowek...


 
...prawdopodobnie już próbowaliście tego soku (z tego co obserwuję, gdy ktoś kupuje sokowirówkę, jest nią tak zafascynowany, że robi soki ze wszystkiego ;-p), ale i tak podam skład.


Sok z buraka z jabłkiem i mandarynką
 
1 duży twardy burak
2 duże twarde jabłka
1 mandarynka

Buraka obieramy ze skóry, jabłek nie obieramy ze skóry, ale dokładnie myjemy - kroimy na kawałki mieszczące się oczywiście w otworze sokowirówki i robimy sok. Mandarynkę wyciskamy osobno ręcznie, albo na wyciskarce do cytrusów.
Wszystko razem mieszamy, pijemy i jesteśmy pełni pozytywnej energii!

Razem z R. domowe soku pijemy codziennie albo prawie codziennie, czasem trzy razy dziennie...często.
Pomimo to nadal odkrywam nowe smaki.

Oto przepis na mój hit (właściwie to mogłabym to nazwać warzywną wódką hehe)

Sok .... Virgin Mary ;)

3 łodygi selera naciowego
1-2 duże twarde jabłka
świeży korzeń imbiru ok. 1,5- 2 cm (radzę na początek dać mniej a potem ewentualnie dodać)
można dodać pół świeżego ogórka 

To jest najlepszy sok jaki piłam i bije na głowę klasyczną marchew z jabłkiem ;)



I jeszcze mała notka na temat soków domowych. Bądźmy szczerzy, te soki nie smakują jak sklepowe. Dla mnie to olbrzymia zaleta, ale dla niektórych mogą się na początku wydawać gorzkie (marchew) albo kwaśne (jabłko) albo smakować zieleniną (seler, ogórek). To wszytko przez to, że nie ma w nich ani grama białego cukru. Po kilku szklankach soku z sokowirówki nagle poczułam, że nawet on jest za słodki! Jakby wrócił mi smak. Polecam też odstawić wszytko z glutaminianem sodu, bo to przyprawia nasze kubki smakowe o szaleństwo.
Zalet picia domowych soków jest bardzo wiele, ale moje ulubione to: sok zawiera żywe enzymy, witaminy i minerały, a że jest to płyn organizm wchłania je błyskawicznie nie musząc przy tym zużywać energii na rozłożenie pokarmu który powyższe dobra zawiera. Znaczy to, że po szklance soku np. pełnego magnezu od razu właściwie czujemy się lepiej. Zawsze lepsze to niż musujące cukrowe tabletki.

Z nowości kulinarnych itp. muszę napisać, że choć balkon mam mały to i tak urządziłam na nim ogród. Mam eksperymentalna uprawę rzodkiewki, pomidory koktajlowe, bazylię, miętę i szczypior. Planuję jeszcze rozmaryn, natkę pietruszki i pachnący groszek. Pierwszy raz kiedy hodowałam bazylię w domu - zdechła z braku światła (szczypior to samo), ale teraz się udało i wczoraj ogołociłam trochę roślinę i wylądowała na pizzy  z pomidorem i mozzarellą.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Kasza manna bananowa.

Skład:
3/4 szklanki mleka/napoju sojowego naturalnego
1 dojrzały banan rozgnieciony widelcem
1/4 szklanki kaszy manny

Mleko z bananem podgrzewamy na mały ogniu mieszając, żeby banan porozpadał się do końca i oddał smak mleku. Podkręcamy ogień, gdy zacznie się lekko gotować wsypujemy kaszę, szybko mieszamy aż zrobi się bardzo gęsta. Wlewamy na przygotowany talerz głęboki lub płaski i rozsmarowujemy.
Kaszka jest bardzo gęsta, można ją właściwie kroić. Podawać na ciepło lub zimno.

Zapisuję ten "genialny przepis" bo bardzo kojarzy mi się z jedzeniem od krysznowców z Woodstocku (choć nie wiem czy to jeszcze dają, bo ja na Woodstocku bywałam daaaawno temu ;-)
Zawsze się zastanawiałam co oni pakują do tej kaszy słodkiej...może to nie był banan, ale smakuje identycznie :)

Zdjęcia nie ma, bo mnie nie zachęciło ;P

Post-Wielkanoc

Zapomniałam wkleić zdjęcia po-wielkanocnego. Oto małe wielkanocne prezenty, które zrobiłam w tym roku:


Upiekłam ciasteczka cytrynowo-migdałowe i czekoladowe :) zapakowałam i ciach! Są prezenty.

środa, 18 kwietnia 2012

Kuskus egzotycznie.

Nic nadzwyczajnego, kupiłam mieszankę warzyw orientalnych w puszce na wypróbowanie i szybki obiad.
Do tego dodałam dużo pieczarek podsmażonych, posolonych i z dodatkiem ziół prowansalskich. Wymieszałam wszytko z sosem sojowo-grzybowym. Do tego kuskus lekko posolony. I tyle. Warzywa w puszce zawierały: kiełki fasoli, mini kolby kukurydzy i pędy bambusa. Nie jestem fanka tych ostatnich, ale pomyślałam, że może w tej mieszance będą lepsze...Nie były - przynajmniej dla mnie, ale jeśli ktoś je lubi to takie danie na pewno mu posmakuje.



sobota, 14 kwietnia 2012

Surówka z selera.

Powiem tak: od dziecka nienawidziłam selera. Jak tylko czułam go w zupie, w sosie, gdziekolwiek...po prostu nie mogłam się zmusić, żeby go zjeść. I nie wiem, czy coś mi się odmieniło z wiekiem czy seler zmienił smak, ale teraz selera uwielbiam! Surówkę którą tu opisuję podają w toruńskim barze mlecznym Małgośka na Starówce za jakieś 3 zł i właściwie odkąd odkryłam, że robią ją ze zwykłego startego selera (a nie konserwowanego jak przypuszczałam) po prostu robię sobie taką samą (no prawie) w domu. Z jednego dużego selera wychodzą mi jakieś dwie duże miseczki. Czasami jem taką michę na śniadanie...na kolację, na deser...cały dzień ;)

Potrzeba:
1 duży korzeń selera
2 - 3 połówki brzoskwini z puszki
100 ml jogurtu naturalnego
2 małe łyżeczki majonezu
szczypta soli, szczypta pieprzu
odrobina soku z cytryny

Selera obieramy ze skórki, ścierami na tarce o małych oczkach, ale takich, żeby powstawały paski, a nie papka. Brzoskwinie kroimy w drobną kostkę. Z jogurtu, majonezu, cytryny i przypraw robimy sos. Wszystkie składniki mieszamy razem. I koniec.


Aż zgłodniałam...

Tarta szpinakowa.

 Nasz hit ostatnimi czasy. Po prostu pyszności.


Na spód potrzeba:

50 g masła/ margaryny
50 g smalcu
1 szkl. mąki
duża szczypta soli, słodkiej papryki i odrobina pieprzu
2-3 łyżki lodowatej wody

Masło i smalec siekamy w mące, a następnie rozcieramy między palcami, dosypujemy przyprawy, zagniatamy dodając wodę. Formujemy kulę, spłaszczamy i wstawiamy do lodówki na talerzyku (albo do zamrażarki - bo chłodzi się o połowę krócej) na jakieś 20 minut. Po wyjęciu z lodówki ciasto wałkujemy i przekładamy do formy na tartę dociskając do brzegów foremki. Wstawiamy do lodówki ponownie na jakieś 10 minut.

Farsz:
opakowanie mrożonego szpinaku
1/3 opakowania sera feta (ok. 150 g)
kilka ząbków czosnku, przeciśniętych przez praskę lub płaska łyżeczka granulowanego, suszonego czosnku
1 jajko
odrobina oleju i masła na patelnię

Szpinak rozmrażamy na patelni powoli, następnie dodajemy fetę i ugniatamy aż znikną grudki, dosypujemy czosnek, mieszamy. Zdejmujemy z ognia.

Przygotowanie:
Surowe ciasto w formie należy ponakłuwać bardzo gęsto widelcem i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C na ok. 10 minut.
Wystudzony farsz wymieszać z lekko roztrzepanym jajkiem, przełożyć na podpieczony spód. Zmniejszyć temperaturę w piekarniku do 180 stopni C. Piec tartę około 20-25 minut.


Mogłabym to jeść codziennie :)

piątek, 6 kwietnia 2012

Menu ciąg dalszy.

Zapiekanka makaronowa z kalafiorem

Skład:
200 g makaronu "kolanka"
główka kalafiora
ok. szklanki startego żółtego sera
szklanka mleka
łyżka masła
łyżka mąki
sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Makaron ugotować al dente.  Kalafior podzielić na mniejsze części, podgotować w lekko osolonej wodzie, ale nie gotować do miękkości. Przygotować sos: zrobić zasmażkę z masła i mąki, wlać mleko i szybko wymieszać trzepaczką, żeby nie było grudek, podgrzewać na małym ogniu, aż zgęstnieje, przyprawić szczypta soli, pieprzu i gałki muszkatołowej, wsypać do środka 1/3 żółtego sera, gdy się całkowicie rozpuści sos jest gotowy. Ugotowany kalafior porozdzielać na małe cząstki, wymieszać z serem i makaronem. Całość przełożyć do blachy/naczynia żaroodpornego i zalać sosem, lekko wymieszać składniki. Na wierzch posypać trochę żółtego sera. Zapiekać w temperaturze 175 stopni C przez ok. 25 -30 minut.

A tak to wygląda przed wstawieniem do piekarnika:


I po wyjęciu z piekarnika:


Pizza następnym razem.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Co z tymi warzywami?

Nie wiem od czego zacząć, bo wystarczy kilka dni, a ja już mam za dużo zdjęć i potraw do opisania (właśnie dlatego połowy pewnie nie będzie). Zacznę od tego co zaczęłam poprzednio, czyli co zrobić z zakupionymi warzywami i owocami? Oczywiście skomponować na ich podstawie jadłospis doskonały.
W menu na ten tydzień (no, powiedzmy 4-5 dni) mamy:
- zupę porową
- zapiekankę makaronową z serem i kalafiorem
- sałatkę z ogórkami i rzodkiewką
- pizzę ze świeżymi pomidorami

Zupa porowa

Zwykle robiłam ją porów smażonych i duszonych na maśle, kostce rosołowej i serku topionym dodawanym pod koniec gotowania. Uznałam jednak, że serek topiony to zło wcielone, podobnie jak kostka rosołowa... Zrobiłam zupę inaczej.

Skład:
bulion warzywny (nie wiem jak gotujecie, ale oczywiście dosolony) około 1litra
2-3 duże pory
1 cebula
łyżka masła (chyba najlepsze jest klarowane bo się nie przypala), olej rzepakowy (ja używam tłoczonego na zimno)
dwie czubate łyżki śmietany 12% (lub 9% jeśli gdzieś znajdziecie, ja nie znajduję)

opcjonalnie 2 duże ziemniaki i starty ostry, żółty ser, szczypta soli

Pory myjemy, białe części kroimy na krążki, cebulę obieramy, kroimy w kostkę. W dużym garnku rozgrzewamy masło, olej,  wrzucamy pory i cebulę, krótko obsmażamy, następnie zmniejszamy ogień i pod przykryciem dusimy aż do miękkości, mieszając co jakiś czas, w trakcie dolewamy odrobinę bulionu, ewentualnie dosalamy (ale raczej nie trzeba, bo pory i cebula na maśle bez soli są cudownie słodkawe i delikatne). Gdy całość zmięknie, dolewamy bulion i gotujemy przez kilkanaście minut. Ziemniaki obrane i pokrojone w kostkę można ugotować razem ze wszystkim (ale wtedy czas gotowania wydłużyć o tyle ile potrzeba by ziemniaki nie były surowe), ja ugotowałam w garnku osobno a potem dodałam do zupy.
 Następnie zupę zdejmujemy z ognia, odczekujemy chwilę i zaprawiamy śmietaną (wymieszaną z kilkoma łyżkami ciepłej jeszcze zupy). Podajemy na gorąco, na wierzch sypiemy trochę startego żółtego sera.

A tak wygląda:



 Na dwie osoby zupy starczyło nam na dwa obiady.
Jeśli ktoś chce, aby danie było nieco bardziej treściwe, może podać dodatkowo grzanki z chleba smażone na oliwie z ulubionymi przyprawami.
Nam starczyło, bo zwykle jemy kilka mniejszych posiłków, a nie jeden wielki. Ja ciągle przeżuwam suszone owoce (szczególnie daktyle <serduszka>) a R. wcina te normalne.

A na kolację:

Sałatka z rzodkiewką i ogórkiem

Skład:
pęczek rzodkiewek
ogórek
główka ulubionej sałaty

sos sałatkowy
dwie czubate łyżki jogurtu naturalnego
olej rzepakowy ok. 4-5 łyżek
biały ocet winny (lub jabłkowy) (1 -2 łyżki)
zioła
koperek (świeży lub mrożony), duuuuzo koperku
sól, pieprz

Przygotowanie jest bajecznie proste i KAŻDY może sobie zrobić taką witaminową sałatkę.
Nie wiem czy pisać przepis...ale co tam...niech będzie"for dummies".

Ogórka obieram ze skórki kroję wzdłuż na pół, rzodkiewkom odcinam ogonki, kroję wzdłuż na pół. Kroję w plasterki. Sałatę płuczę, wycieram/suszę liście, następnie kroję albo rwę je na dość małe kawałki i mieszam z warzywami. Składniki na sos umieszczam w małym słoiku, zakręcam, porządnie potrząsam, łączę z sałatką. Koniec.

Nie mam zdjęcia, ale musicie mi wierzyć, to jest takie proste i takie pyszne, szczególnie, dzięki koperkowi, że nawet jak ktoś nie lubi sałaty/rzodkiewki/ogórka to ta sałatka mu posmakuje.

A do tego sobie piliśmy sok marchwiowo-jabłkowo-pomarańczowy. Sokowirówka to jest nasz gadżet numer jeden!

wtorek, 3 kwietnia 2012

Co my właściwie jemy? I ile to kosztuje?

My czyli ja i R :)
Jesteśmy głownie roślinożercami. Nie, nie jesteśmy wegetarianami, weganami albo innymi takimi (nie wiem jak R. ale ja mam szczery podziw szczególnie dla polskich wegan, gdyż mają oni dość ograniczone możliwości jeśli idzie o dostępność wegańskich produktów na polskim rynku, z drugiej strony niemiecka granica nigdy nie jest tak daleko jeśli ktoś naprawdę chce hehe...)
Wydaje mi się, że uskuteczniam tzw. zdrowe odżywianie a przynajmniej się staram. I od razu mówię, że mój budżet domowy jest mocno ograniczony a pomimo to jak narazie idzie mi całkiem nieźle. Nawet lepiej, zauważyłam że gdy rzadziej odwiedzam supermarket a częściej targ moje wydatki na jedzenie spadły a jego jakość się znacznie poprawiła!

Dziś kupiłam:


Koszt: 24 zł

Może się wydawać, że to sporo, ale pomidory obecnie są dość drogie, te dwa kosztowały 5 zł, kalafior też najtańszy już nie jest :)

Jeśli już ktoś to czyta to napiszę kilka rad dla osób, które za każdym razem kiedy wychodzą ze sklepu łapią się za głowę i nerwowo przeglądają pozycje na paragonie.

1. Warzywa i owoce kupujesz na rynku
2. Kupujesz warzywa sezonowe (czy naprawdę musisz jeść w marcu truskawki z Hiszpanii za 7 zł, które smakują jak papier? poczekaj jeszcze ze 2,5 miesiąca a będziesz jadł polskie soczyste truskaweczki :) wytrzymasz! a jeśli nie, możesz kupić mrożone, które są tańsze, zebrane w sezonie - rozmrażasz, miksujesz, pijesz voila!)
3. Robisz listę zakupów i trzymasz się jej ściśle, no chyba że o czymś zapomniałaś/ eś.
4. Dobrym pomysłem jest planowanie posiłków na KILKA następnych dni, a nie tylko na DZIŚ, zgromadzenie składników, ułożenie menu tak by je najlepiej wykorzystać. Jeśli coś zostaje z obiadu, starasz się to wykorzystać, a nie wyrzucić.
5. Jeśli jesz jajka - kupuj tylko te z wolnego wybiegu lub ekologiczne, pewnie są droższe i pewnie trzeba trochę się natrudzić, żeby znaleźć zaufanego sprzedawcę, ale warto. Jajka z numerem 1-PL w sklepach są pewnie w cenach ok. 1-1.5 zł za sztukę. Ja kupuję na rynku jajka za 60 gr! za sztukę, z gospodarstwa ekologicznego, gdzie kury sobie biegają po trawie i jedzą paszę bez chemii. Sprzedawcy raczej ufam, codziennie ustawia się do niego kolejka i to chyba nie ze względu na ceny, bo ludzie przeważnie kupują jajka za 80 gr (duuuże).Wielu pewnie powie, że to tylko jajka i co to za różnica, ale proponuję kupić jajko eko na rynku i jajko z Biedronki, rozbić na talerzu i porównać. Moje najmniejsze jajko za 60 gr! ma prawie dwa razy większe żółtko. Do tego jaja w sklepach często są już nieświeże i na miękko to bym ich raczej nie zjadła, a na surowo nigdy.
Rad jest pewnie dużo więcej, ale to są podstawy.

Jeśli już ktoś dotrwał do tego momentu to podziwiam i całuję (bo pewnie to moja mama ;-).
Pewnie takiego biadolenia będzie więcej, bo mam kompletnego fioła na punkcie zdrowej żywności, naturalnych metod leczenia, naturalnych kosmetyków, naturalnych sposobów na wszytko. Dla mnie to jest prawdziwa magia i może w ten sposób podświadomie realizuję moje marzenie z dzieciństwa - a chciałam zostać czarownicą - tylko że różdżkę zamieniłam na łyżkę.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Słowo wstępne.

Witaj Drogi Czytelniku!
Pomysł założenia bloga kulinarnego chodził mi po głowie już od dłuższego czasu, aż wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy pomyślałam "a co tam, niech będzie". Ostrzegam od razu na wstępie, że blog przeznaczony jest głównie dla mnie samej. W kuchni spędzam zwykle więcej czasu niż tak zwana "kura domowa" gdyż gotować uwielbiam. Często tak się zachwycam moimi kolejnymi kulinarnymi dziełami, że robię im zdjęcia (i wcale mnie nie obchodzi, że normalni ludzie raczej robią zdjęcia swoim dzieciom, psom, albo sobie ;-). Zdjęcia mnożą się nie wiem kiedy a przepisów zapominam. Może teraz nie będę. Jeśli już Drogi Czytelniku podglądasz moje kulinarne dzieła, to nie nastawiaj się na regularne wpisy typu "przepis+zdjęcie+refleksje", bo jestem na to zbyt leniwa, przepisy są nieraz zbyt proste, a zdjęć robić raczej nie umiem. Nie gwarantuję też, że jeśli już skorzystasz z mojego przepisu, potrawa się Tobie uda. Często używam składników "na oko", a jak wiadomo każdy ma inne oko :)
Tak czy inaczej trochę samozachwytu jest chyba każdemu potrzebne, prawda?

PS. Mała dedykacja: Dla mojej Mamy i Babci, żeby nie myślały, że umieram z głodu, bo już mi nie gotują :-P