czwartek, 19 kwietnia 2012

Kasza manna bananowa.

Skład:
3/4 szklanki mleka/napoju sojowego naturalnego
1 dojrzały banan rozgnieciony widelcem
1/4 szklanki kaszy manny

Mleko z bananem podgrzewamy na mały ogniu mieszając, żeby banan porozpadał się do końca i oddał smak mleku. Podkręcamy ogień, gdy zacznie się lekko gotować wsypujemy kaszę, szybko mieszamy aż zrobi się bardzo gęsta. Wlewamy na przygotowany talerz głęboki lub płaski i rozsmarowujemy.
Kaszka jest bardzo gęsta, można ją właściwie kroić. Podawać na ciepło lub zimno.

Zapisuję ten "genialny przepis" bo bardzo kojarzy mi się z jedzeniem od krysznowców z Woodstocku (choć nie wiem czy to jeszcze dają, bo ja na Woodstocku bywałam daaaawno temu ;-)
Zawsze się zastanawiałam co oni pakują do tej kaszy słodkiej...może to nie był banan, ale smakuje identycznie :)

Zdjęcia nie ma, bo mnie nie zachęciło ;P

Post-Wielkanoc

Zapomniałam wkleić zdjęcia po-wielkanocnego. Oto małe wielkanocne prezenty, które zrobiłam w tym roku:


Upiekłam ciasteczka cytrynowo-migdałowe i czekoladowe :) zapakowałam i ciach! Są prezenty.

środa, 18 kwietnia 2012

Kuskus egzotycznie.

Nic nadzwyczajnego, kupiłam mieszankę warzyw orientalnych w puszce na wypróbowanie i szybki obiad.
Do tego dodałam dużo pieczarek podsmażonych, posolonych i z dodatkiem ziół prowansalskich. Wymieszałam wszytko z sosem sojowo-grzybowym. Do tego kuskus lekko posolony. I tyle. Warzywa w puszce zawierały: kiełki fasoli, mini kolby kukurydzy i pędy bambusa. Nie jestem fanka tych ostatnich, ale pomyślałam, że może w tej mieszance będą lepsze...Nie były - przynajmniej dla mnie, ale jeśli ktoś je lubi to takie danie na pewno mu posmakuje.



sobota, 14 kwietnia 2012

Surówka z selera.

Powiem tak: od dziecka nienawidziłam selera. Jak tylko czułam go w zupie, w sosie, gdziekolwiek...po prostu nie mogłam się zmusić, żeby go zjeść. I nie wiem, czy coś mi się odmieniło z wiekiem czy seler zmienił smak, ale teraz selera uwielbiam! Surówkę którą tu opisuję podają w toruńskim barze mlecznym Małgośka na Starówce za jakieś 3 zł i właściwie odkąd odkryłam, że robią ją ze zwykłego startego selera (a nie konserwowanego jak przypuszczałam) po prostu robię sobie taką samą (no prawie) w domu. Z jednego dużego selera wychodzą mi jakieś dwie duże miseczki. Czasami jem taką michę na śniadanie...na kolację, na deser...cały dzień ;)

Potrzeba:
1 duży korzeń selera
2 - 3 połówki brzoskwini z puszki
100 ml jogurtu naturalnego
2 małe łyżeczki majonezu
szczypta soli, szczypta pieprzu
odrobina soku z cytryny

Selera obieramy ze skórki, ścierami na tarce o małych oczkach, ale takich, żeby powstawały paski, a nie papka. Brzoskwinie kroimy w drobną kostkę. Z jogurtu, majonezu, cytryny i przypraw robimy sos. Wszystkie składniki mieszamy razem. I koniec.


Aż zgłodniałam...

Tarta szpinakowa.

 Nasz hit ostatnimi czasy. Po prostu pyszności.


Na spód potrzeba:

50 g masła/ margaryny
50 g smalcu
1 szkl. mąki
duża szczypta soli, słodkiej papryki i odrobina pieprzu
2-3 łyżki lodowatej wody

Masło i smalec siekamy w mące, a następnie rozcieramy między palcami, dosypujemy przyprawy, zagniatamy dodając wodę. Formujemy kulę, spłaszczamy i wstawiamy do lodówki na talerzyku (albo do zamrażarki - bo chłodzi się o połowę krócej) na jakieś 20 minut. Po wyjęciu z lodówki ciasto wałkujemy i przekładamy do formy na tartę dociskając do brzegów foremki. Wstawiamy do lodówki ponownie na jakieś 10 minut.

Farsz:
opakowanie mrożonego szpinaku
1/3 opakowania sera feta (ok. 150 g)
kilka ząbków czosnku, przeciśniętych przez praskę lub płaska łyżeczka granulowanego, suszonego czosnku
1 jajko
odrobina oleju i masła na patelnię

Szpinak rozmrażamy na patelni powoli, następnie dodajemy fetę i ugniatamy aż znikną grudki, dosypujemy czosnek, mieszamy. Zdejmujemy z ognia.

Przygotowanie:
Surowe ciasto w formie należy ponakłuwać bardzo gęsto widelcem i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C na ok. 10 minut.
Wystudzony farsz wymieszać z lekko roztrzepanym jajkiem, przełożyć na podpieczony spód. Zmniejszyć temperaturę w piekarniku do 180 stopni C. Piec tartę około 20-25 minut.


Mogłabym to jeść codziennie :)

piątek, 6 kwietnia 2012

Menu ciąg dalszy.

Zapiekanka makaronowa z kalafiorem

Skład:
200 g makaronu "kolanka"
główka kalafiora
ok. szklanki startego żółtego sera
szklanka mleka
łyżka masła
łyżka mąki
sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Makaron ugotować al dente.  Kalafior podzielić na mniejsze części, podgotować w lekko osolonej wodzie, ale nie gotować do miękkości. Przygotować sos: zrobić zasmażkę z masła i mąki, wlać mleko i szybko wymieszać trzepaczką, żeby nie było grudek, podgrzewać na małym ogniu, aż zgęstnieje, przyprawić szczypta soli, pieprzu i gałki muszkatołowej, wsypać do środka 1/3 żółtego sera, gdy się całkowicie rozpuści sos jest gotowy. Ugotowany kalafior porozdzielać na małe cząstki, wymieszać z serem i makaronem. Całość przełożyć do blachy/naczynia żaroodpornego i zalać sosem, lekko wymieszać składniki. Na wierzch posypać trochę żółtego sera. Zapiekać w temperaturze 175 stopni C przez ok. 25 -30 minut.

A tak to wygląda przed wstawieniem do piekarnika:


I po wyjęciu z piekarnika:


Pizza następnym razem.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Co z tymi warzywami?

Nie wiem od czego zacząć, bo wystarczy kilka dni, a ja już mam za dużo zdjęć i potraw do opisania (właśnie dlatego połowy pewnie nie będzie). Zacznę od tego co zaczęłam poprzednio, czyli co zrobić z zakupionymi warzywami i owocami? Oczywiście skomponować na ich podstawie jadłospis doskonały.
W menu na ten tydzień (no, powiedzmy 4-5 dni) mamy:
- zupę porową
- zapiekankę makaronową z serem i kalafiorem
- sałatkę z ogórkami i rzodkiewką
- pizzę ze świeżymi pomidorami

Zupa porowa

Zwykle robiłam ją porów smażonych i duszonych na maśle, kostce rosołowej i serku topionym dodawanym pod koniec gotowania. Uznałam jednak, że serek topiony to zło wcielone, podobnie jak kostka rosołowa... Zrobiłam zupę inaczej.

Skład:
bulion warzywny (nie wiem jak gotujecie, ale oczywiście dosolony) około 1litra
2-3 duże pory
1 cebula
łyżka masła (chyba najlepsze jest klarowane bo się nie przypala), olej rzepakowy (ja używam tłoczonego na zimno)
dwie czubate łyżki śmietany 12% (lub 9% jeśli gdzieś znajdziecie, ja nie znajduję)

opcjonalnie 2 duże ziemniaki i starty ostry, żółty ser, szczypta soli

Pory myjemy, białe części kroimy na krążki, cebulę obieramy, kroimy w kostkę. W dużym garnku rozgrzewamy masło, olej,  wrzucamy pory i cebulę, krótko obsmażamy, następnie zmniejszamy ogień i pod przykryciem dusimy aż do miękkości, mieszając co jakiś czas, w trakcie dolewamy odrobinę bulionu, ewentualnie dosalamy (ale raczej nie trzeba, bo pory i cebula na maśle bez soli są cudownie słodkawe i delikatne). Gdy całość zmięknie, dolewamy bulion i gotujemy przez kilkanaście minut. Ziemniaki obrane i pokrojone w kostkę można ugotować razem ze wszystkim (ale wtedy czas gotowania wydłużyć o tyle ile potrzeba by ziemniaki nie były surowe), ja ugotowałam w garnku osobno a potem dodałam do zupy.
 Następnie zupę zdejmujemy z ognia, odczekujemy chwilę i zaprawiamy śmietaną (wymieszaną z kilkoma łyżkami ciepłej jeszcze zupy). Podajemy na gorąco, na wierzch sypiemy trochę startego żółtego sera.

A tak wygląda:



 Na dwie osoby zupy starczyło nam na dwa obiady.
Jeśli ktoś chce, aby danie było nieco bardziej treściwe, może podać dodatkowo grzanki z chleba smażone na oliwie z ulubionymi przyprawami.
Nam starczyło, bo zwykle jemy kilka mniejszych posiłków, a nie jeden wielki. Ja ciągle przeżuwam suszone owoce (szczególnie daktyle <serduszka>) a R. wcina te normalne.

A na kolację:

Sałatka z rzodkiewką i ogórkiem

Skład:
pęczek rzodkiewek
ogórek
główka ulubionej sałaty

sos sałatkowy
dwie czubate łyżki jogurtu naturalnego
olej rzepakowy ok. 4-5 łyżek
biały ocet winny (lub jabłkowy) (1 -2 łyżki)
zioła
koperek (świeży lub mrożony), duuuuzo koperku
sól, pieprz

Przygotowanie jest bajecznie proste i KAŻDY może sobie zrobić taką witaminową sałatkę.
Nie wiem czy pisać przepis...ale co tam...niech będzie"for dummies".

Ogórka obieram ze skórki kroję wzdłuż na pół, rzodkiewkom odcinam ogonki, kroję wzdłuż na pół. Kroję w plasterki. Sałatę płuczę, wycieram/suszę liście, następnie kroję albo rwę je na dość małe kawałki i mieszam z warzywami. Składniki na sos umieszczam w małym słoiku, zakręcam, porządnie potrząsam, łączę z sałatką. Koniec.

Nie mam zdjęcia, ale musicie mi wierzyć, to jest takie proste i takie pyszne, szczególnie, dzięki koperkowi, że nawet jak ktoś nie lubi sałaty/rzodkiewki/ogórka to ta sałatka mu posmakuje.

A do tego sobie piliśmy sok marchwiowo-jabłkowo-pomarańczowy. Sokowirówka to jest nasz gadżet numer jeden!

wtorek, 3 kwietnia 2012

Co my właściwie jemy? I ile to kosztuje?

My czyli ja i R :)
Jesteśmy głownie roślinożercami. Nie, nie jesteśmy wegetarianami, weganami albo innymi takimi (nie wiem jak R. ale ja mam szczery podziw szczególnie dla polskich wegan, gdyż mają oni dość ograniczone możliwości jeśli idzie o dostępność wegańskich produktów na polskim rynku, z drugiej strony niemiecka granica nigdy nie jest tak daleko jeśli ktoś naprawdę chce hehe...)
Wydaje mi się, że uskuteczniam tzw. zdrowe odżywianie a przynajmniej się staram. I od razu mówię, że mój budżet domowy jest mocno ograniczony a pomimo to jak narazie idzie mi całkiem nieźle. Nawet lepiej, zauważyłam że gdy rzadziej odwiedzam supermarket a częściej targ moje wydatki na jedzenie spadły a jego jakość się znacznie poprawiła!

Dziś kupiłam:


Koszt: 24 zł

Może się wydawać, że to sporo, ale pomidory obecnie są dość drogie, te dwa kosztowały 5 zł, kalafior też najtańszy już nie jest :)

Jeśli już ktoś to czyta to napiszę kilka rad dla osób, które za każdym razem kiedy wychodzą ze sklepu łapią się za głowę i nerwowo przeglądają pozycje na paragonie.

1. Warzywa i owoce kupujesz na rynku
2. Kupujesz warzywa sezonowe (czy naprawdę musisz jeść w marcu truskawki z Hiszpanii za 7 zł, które smakują jak papier? poczekaj jeszcze ze 2,5 miesiąca a będziesz jadł polskie soczyste truskaweczki :) wytrzymasz! a jeśli nie, możesz kupić mrożone, które są tańsze, zebrane w sezonie - rozmrażasz, miksujesz, pijesz voila!)
3. Robisz listę zakupów i trzymasz się jej ściśle, no chyba że o czymś zapomniałaś/ eś.
4. Dobrym pomysłem jest planowanie posiłków na KILKA następnych dni, a nie tylko na DZIŚ, zgromadzenie składników, ułożenie menu tak by je najlepiej wykorzystać. Jeśli coś zostaje z obiadu, starasz się to wykorzystać, a nie wyrzucić.
5. Jeśli jesz jajka - kupuj tylko te z wolnego wybiegu lub ekologiczne, pewnie są droższe i pewnie trzeba trochę się natrudzić, żeby znaleźć zaufanego sprzedawcę, ale warto. Jajka z numerem 1-PL w sklepach są pewnie w cenach ok. 1-1.5 zł za sztukę. Ja kupuję na rynku jajka za 60 gr! za sztukę, z gospodarstwa ekologicznego, gdzie kury sobie biegają po trawie i jedzą paszę bez chemii. Sprzedawcy raczej ufam, codziennie ustawia się do niego kolejka i to chyba nie ze względu na ceny, bo ludzie przeważnie kupują jajka za 80 gr (duuuże).Wielu pewnie powie, że to tylko jajka i co to za różnica, ale proponuję kupić jajko eko na rynku i jajko z Biedronki, rozbić na talerzu i porównać. Moje najmniejsze jajko za 60 gr! ma prawie dwa razy większe żółtko. Do tego jaja w sklepach często są już nieświeże i na miękko to bym ich raczej nie zjadła, a na surowo nigdy.
Rad jest pewnie dużo więcej, ale to są podstawy.

Jeśli już ktoś dotrwał do tego momentu to podziwiam i całuję (bo pewnie to moja mama ;-).
Pewnie takiego biadolenia będzie więcej, bo mam kompletnego fioła na punkcie zdrowej żywności, naturalnych metod leczenia, naturalnych kosmetyków, naturalnych sposobów na wszytko. Dla mnie to jest prawdziwa magia i może w ten sposób podświadomie realizuję moje marzenie z dzieciństwa - a chciałam zostać czarownicą - tylko że różdżkę zamieniłam na łyżkę.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Słowo wstępne.

Witaj Drogi Czytelniku!
Pomysł założenia bloga kulinarnego chodził mi po głowie już od dłuższego czasu, aż wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy pomyślałam "a co tam, niech będzie". Ostrzegam od razu na wstępie, że blog przeznaczony jest głównie dla mnie samej. W kuchni spędzam zwykle więcej czasu niż tak zwana "kura domowa" gdyż gotować uwielbiam. Często tak się zachwycam moimi kolejnymi kulinarnymi dziełami, że robię im zdjęcia (i wcale mnie nie obchodzi, że normalni ludzie raczej robią zdjęcia swoim dzieciom, psom, albo sobie ;-). Zdjęcia mnożą się nie wiem kiedy a przepisów zapominam. Może teraz nie będę. Jeśli już Drogi Czytelniku podglądasz moje kulinarne dzieła, to nie nastawiaj się na regularne wpisy typu "przepis+zdjęcie+refleksje", bo jestem na to zbyt leniwa, przepisy są nieraz zbyt proste, a zdjęć robić raczej nie umiem. Nie gwarantuję też, że jeśli już skorzystasz z mojego przepisu, potrawa się Tobie uda. Często używam składników "na oko", a jak wiadomo każdy ma inne oko :)
Tak czy inaczej trochę samozachwytu jest chyba każdemu potrzebne, prawda?

PS. Mała dedykacja: Dla mojej Mamy i Babci, żeby nie myślały, że umieram z głodu, bo już mi nie gotują :-P